21 czerwca 2015

Święto Muzyki


Dzisiaj wypada pierwszy dzień lata, a ponadto Święto Muzyki. W Luksemburgu, w wielu miejscach organizowano występy różnego rodzaju orkiestr i zespołów już od zeszłego tygodnia. Mimo, że pogoda nie była cudowna, postanowiliśmy zaryzykować i pojechać do centrum. Był to też dobry pretekst, żeby przy okazji pójść na zaległy obiad rocznicowy :). Tłumów nie było, ale muzyki całkiem przyjemnie się słuchało. Karolcię ciężko było od sceny odciągnąć więc zostaliśmy na Place d'Armes do końca występów.

Dzisiejszy dzień rozpoczął również, zorganizowaną już po raz osiemnasty, imprezę pod tytułem 'Summer in the City'. Do dziewiątego września, luksemburskie place i ulice zmieniać się będą w centra kultury. Można będzie wybrać się na koncerty na świeżym powietrzu, obejrzeć występy teatrów ulicznych i filmy wyświetlane na placu przed pałacem książęcym oraz uczestniczyć w wielu innych atrakcjach (więcej info tutaj). Oczywiście wszystko, albo prawie że wszystko, bezpłatnie :). Podobno, w tym okresie, do Luksemburga ściągają setki tysięcy turystów. Może i kogoś z Was zainteresują te wydarzenia kulturalne?

Poniżej kilka fotek i troszkę muzyki.












Czytaj dalej »

16 czerwca 2015

Schéine Mammendag


W ubiegła niedzielę obchodziliśmy w Luksemburgu Dzień Matki. Już od czterech lat jest to też moje święto. Kiedy myślami wróciłam do poprzednich 'uroczystości' z tej okazji, zdałam sobie sprawę, że do tej pory, każde z nich obchodziłam innego dnia. Pierwsze, kiedy Karolcia miała zaledwie kilka miesięcy, świętowaliśmy zgodnie z polską tradycją, 26 maja. Rok później, kiedy córcia była już w żłobku, jak najbardziej naturalnym wydawało się przyjęcie życzeń i kartki, które tam dla mnie przygotowała - według irlandzkiego kalendarza, w czwartą niedzielę postu (zwykle w marcu). W zeszłym roku przyszło mi się przekonać na własnej skórze, że kanadyjskie dzieci obdarowują swoje mamy szczególną uwaga w drugą niedzielę maja. Teraz już wiem, że w Luksemburgu Dzień Mamy przypada w każdą drugą niedzielę czerwca.

Jak wyglądał Mój Dzień? Rozpoczął się nie tak, albo raczej nie o tej porze, co planowałam. Pobudka o 5.40 nie była bowiem przewidywana ;). Na szczęście córcia dała się przekonać, że jest jeszcze zbyt wcześnie, żeby wstać i wróciła do swojego łóżka. Nie minęło półtorej godziny i znów była u nas. Nie miałam serca odsyłać jej po raz kolejny. Mimo, że pora ciągle wydawała mi się być nieludzka, z uśmiechem na twarzy przyjęłam od Karolci piękną torebkę z upominkiem, którą przyniosła ze szkoły już w piątek, a do której nie pozwoliła mi nawet zerknąć. Sekretem podzieliła się tylko z tatą, kiedy wrócił po pracy, a później schowała niespodziankę głęboko do swojej szafy, żeby mamy nie kusiła. Kiedy przyszło już do otwarcia upominku, nie wiem która z nas była bardziej podekscytowana. Zajrzałam do tej tajemniczej torebki, a tam same cuda: ręcznie robiona kartka i najbardziej naturalny na świecie, domowej roboty peeling w pięknym, ręcznie ozdobionym słoiczku! A żeby było jeszcze fajniej, do słoiczka dołączona była receptura na to cudeńko. I to wszystko zrobiła moja córcia! Nie pozostało mi nic innego jak tylko wypróbować podarunek. Wskoczyłam pod prysznic, wypeelingowałam się i wyszłam ze skórą gładką jak aksamit :D. Później już tylko śniadanko, kawka na balkonie i na plażę :).



Dziecinnie prosty przepis na peeling.
1,5 szklanki cukru
0,5 szklanki oliwy z oliwek
20 kropli olejku eterycznego (lawendowy lub grejpfrutowy)

Skąd się wzięła plaża na Kirchberg'u? KPMG, nie po raz pierwszy podobno, postanowiło zorganizować taką atrakcję dla mieszkańców Luksemburga i nie tylko. Był grill, była muzyka, dobrze zaopatrzony bar, no i oczywiście lody. Dla najmłodszych amatorów plaży zorganizowano wiele bezpłatnych atrakcji: olbrzymie klocki lego, mini koparkę, którą dzieciaki mogły grzebać w piasku, zjazdy na desce, tatuaże, dmuchanie figurek z balonów i wiele innych. Starsi plażowicze mogli pograć w siatkówkę plażowa, badmintona albo po prostu poleżeć w słońcu na leżaku. To była dobra imitacja wczasów na Karaibach. Tylko szumu fal brakowało ;). Zresztą sami zobaczcie.















A tak brzmią życzenia z kartki, których niestety nie rozumiem. Brzmi ciekawie, prawda?



Czytaj dalej »

12 czerwca 2015

Z krótką wizytą w Strasburgu


Kiedy jeszcze mieszkałam w Toronto, jedna z klubowiczek Klubu Polek na Obczyźnie przysłała mi zaproszenie na spotkanie w Strasburgu. Już wtedy wiedziałam, że przenosimy się do Luksemburga więc pomyślałam, że może uda mi się tam pojechać i poznać kilka dziewczyn, tak w realu. Zaproszenie zaakceptowałam.

Kiedy ok 2 tygodnie temu, Nika z bloga Francuskie i inne notatki Niki zapytała czy dam rade dołączyć, niestety musiałam zaprzeczyć. Okazało się, że właśnie tego dnia, ktoś z firmy zarządzającej osiedlem ma przyjść w sprawie jakichś tam odczytów wody i ktoś MUSI być w domu. Wtedy to mój własny, osobisty Sobieski przyszedł z odsieczą mówiąc, że weźmie dzień wolny, żebym mogła miło spędzić ten dzień! Tak tez się stało :).

Po leniwym poranku odebrałam bilety z maszynki na dworcu kolejowym, które kilka dni wcześniej kupiłam przez internet (klik) (jeszcze wtedy nie wiedziałam, że jest aplikacja na telefon, dzięki której nie będę musiała biletów drukować w ogóle ;D) i ruszyłam ku przygodzie.

Na widok pociągu, który miał mnie tam zabrać trochę się skwasiłam. Wysokie schody i przedziały jak w polskich pociągach sprzed lat. 'No ładnie' - pomyślałam. Na szczęście, mimo olbrzymiego podobieństwa, charakterystyczne tu-du, tu-du, tu-du, nie towarzyszyło mi przez całą podróż wiec spokojnie mogłam się zagłębić w lekturę książki o irlandzkiej emigrantce do Stanów Zjednoczonych w latach trzydziestych dwudziestego wieku.

Po dwóch godzinach dotarłam na miejsce. Wysiadłam z pociągu i nieśmiało ruszyłam w głąb miasta. Nigdy tu wcześniej nie byłam, a drogę znałam tylko z prześledzenia mapy na Googlach. W torbie miałam kilka wydruków z oznaczoną trasą, ale miasto jak gdyby samo mnie prowadziło wśród wąskich uliczek usianych kawiarnianymi i restauracyjnymi ogródkami, przez mosty ozdobione różnokolorowymi kwiatami, przez place i skwery pełne przyjaciół, turystów i ludzi, tak jak ja, zmierzających na umówione spotkania. Upajałam oczy piękną architekturą, pochłaniałam zapachy miasta i zachłystałam się cudowna atmosferą.

Kiedy już dotarłam na miejsce, miło spędziłam kilka godzin z Moniką. Zjadłyśmy obiad, poszłyśmy na spacer w kierunku katedry i powoli skierowałyśmy się w stronę brzegu rzeki l'Ill. Tam chwilę poczekałyśmy na naszą 'łódeczkę', która miała nas zabrać na wycieczkę dookoła starego miasta i zahaczyć o budynki Parlamentu Europejskiego. Rejs gorąco polecam wszystkim, którzy wybierają się do Strasburga (więcej informacji tutaj). To świetny sposób na przyjrzenie się miastu z innej perspektywy, a pomysłowy sposób narracji, dostępnego w kilkunastu językach audio przewodnika, bardzo umila czas spędzony na barce.  Z rozmowy, w której dziadek odpowiada na pytania ciekawskiego wnuka, dowiadujemy się wielu interesujących faktów, ale jednocześnie nasze relaksujące się umysły, nie są zarzucone zbyt dużą ilością szczegółów historycznych.

Po rejsie, dołączyła do nas jeszcze Magda, z bloga Madou en France. Chwilę porozmawiałyśmy i niestety przyszła pora, żeby skierować kroki ku dworcowi kolejowemu, pożegnać się, wsiąść do pociągu i ruszyć w drogę powrotną.

Na koniec kilka fotek. W prawdzie nie są one najlepszej jakości, bo zapomniałam zabrać ze sobą aparat i musiałam się zadowolić komórką, ale mam nadzieję, że choć trochę przybliżą Wam to, o czym pisałam powyżej :).
















Czytaj dalej »

24 maja 2015

Logika czterolatka


Tydzień temu byliśmy w Trewirze. Choć celem naszej podróży nie było zwiedzanie, tylko zrobienie szybkich zakupów, to nie dało się nie zauważyć, że to bardzo urocze miasto, pełne pięknych placów i skwerów. Na pewno jeszcze tam wrócimy któregoś dnia w celach turystycznych, żeby odkryć i uwiecznić wszystko na zdjęciach. Zapewne opiszę nasze wrażenia również na blogu.

Dzisiaj chciałabym się podzielić z Wami pewną anegdotką, która miała miejsce w drodze powrotnej z Trewiru do Luksemburga. Otóż, czekając na pociąg, który miał spore opóźnienie, w pewnym momencie wychyliłam się nieco nad tory. Karolcia od razu zareagowała na moje poczynania, mówiąc:

- Mama, uważaj, bo wpadniesz pod pociąg!
- No i co z tego? - zapytałam.
- Jak wpadniesz to umrzesz!
- I ... ? - pociągnęłam, ze skrytą nadzieją, że usłyszę jak to ona nie chce, żeby mi się coś złego stało.
- Wtedy my z tatą pojedziemy do Luksemburga, a Ty już się nie podniesiesz i będziesz musiała tu zostać sama na zawsze. - odparła zaskakując mnie zupełnie.
- No cóż, trudno. - powiedziałam ze smutkiem. Na co Karolcia się oburzyła bardzo:
- A kto będzie mi robił obiady i inne rzeczy?!

W tym momencie włączył się Maciej.
- Nie martw się, wtedy znajdę sobie inną żonę. - powiedział.
- Nie, bo ona będzie przecież mówiła po luksembursku - zmartwiła się córcia.
- No to znajdę sobie żonę w Polsce, kiedy tam pojedziemy.
- Ale nie możesz wziąć babci albo cioci Marty za żonę, bo babcia jest już Twoją mamą, a ciocia siostrą! - dalej dzielnie obalała pomysły taty.
- W takim razie wezmę sobie inną panią za żonę, której jeszcze nie znasz. Będzie mówiła po polsku i robiła Ci obiady.

Na to Karolcia nie znalazła już kontrargumentu. Zamilkła.

- Widzisz, nie ma problemu. Jak tata ożeni się z inną panią to nie będziesz miała mamy, ale za to będziesz miała macochę - powiedziałam, łudząc się, że chociaż ten fortel mi się uda. Zadziałało!

- Ja nie chce macochy, ja chce mamę! - wykrzyknęła, tak jak się tego spodziewałam, i pobiegła zainteresowana obrazkiem na obudowie kosza na śmieci. A ja tylko pomyślałam, że nie chciałabym być niczyją macochą, bo to rola przegrana z założenia.



Czytaj dalej »

11 maja 2015

Bystrym okiem


Jaki jest Luksemburg? Dzisiaj opowiem Wam o moich pierwszych wrażeniach w tym mieście. Zanim się tu sprowadziliśmy na stałe, przyjechaliśmy z mężem na nieco ponad tydzień, żeby zorganizować jakieś lokum dla naszej małej rodzinki, wypełnić wszelkie niezbędne formalności, no i choć troszkę poznać miasto. 

Pierwsze co mi się rzuciło w oczy to to, że to bardzo ładne, zadbane i czyste miasto. Nie ma tu wielkich bloków i wieżowców (poza tymi na Kirchberg'u, gdzie mieszczą się Instytucje Europejskie). Elewacje budynków są czyste i jakby dopiero co odnowione. Na ulicach nie walają się resztki jedzenia, gazety czy wszelkiego rodzaju opakowania. Ludzie chyba wiedzą do czego są kosze na śmieci i w dodatku z nich korzystają!

Miasto położone jest na pogórzu, które rozdzielone jest piękną, zieloną doliną rzeki Uelzecht. Strome zbocza urwisk dodają uroku i majestatu starej części miasta, a trasy prowadzące w górę czy w dół, stanowią świetne miejsce do ćwiczenia kondycji dla wielu amatorów sportów.






Zauważyłam też, że mieszkańcy Luksemburga, zwłaszcza w jego centrum, w okolicach starego miasta, chodzą bardzo gustownie ubrani. Panie w eleganckich garsonkach, sukienkach, spódniczkach, w butach na obcasach, w płaszczykach, żakiecikach i anorakach. Panowie w garniturach, w marynarkach, w eleganckim obuwiu. Bardzo to miłe dla oka :).

Nie sposób nie zauważyć też, że wiele z tych eleganckich i zadbanych osób, niestety, pali papierosy. Palaczy można spotkać na ulicy, na przystanku autobusowym, czy w parku. Co ciekawe, w tych samych parkach, można zobaczyć też wiele osób uprawiających sport. Biegających, jeżdżących na rowerach, rolkach, a nawet na hulajnogach!

A propos parków. Jest ich w Luksemburgu bardzo wiele. W większości z nich, znajduje się przyzwoitych (albo raczej nieprzyzwoitych ;)) rozmiarów plac zabaw. To prawdziwy raj dla ludzi z dziećmi. Naprawdę, jest w czym wybierać :). A ponieważ miasto jest małe, to wszystkie parki miasta wydają się być 'w zasięgu ręki'.

Bertrange Parc

Parc-Ed-J-Klein




Merl Parc


Nie wiem czy wiecie, ale w Luksemburgu funkcjonują trzy oficjalne języki: luksemburski, niemiecki i francuski. Ciekawym doświadczeniem było przysłuchiwanie się luksemburskim przywitaniom czy rozmowom. Jedna osoba wita się po luksembursku 'Moien', a towarzysz odpowiada po francusku 'Bonjour'. Dalsza rozmowa toczy się albo po luksembursku albo po francusku, rzadziej po niemiecku. Zdarzało nam się też słyszeć towarzystwo rozmawiające po luksembursku, które w trakcie rozmowy przerzucało się na francuski i równie swobodnie rozmawiało w tym języku. To naprawdę fascynujące!

Do luksemburskich osobliwości trzeba zaliczyć konieczność opłat za skorzystanie z toalety w fastfoodowych restauracjach. Zdziwiło mnie niezmiernie, kiedy na drodze do łazienki w McDonald's, natknęłam się na barierki, które ni w tę, ni wew tę, nie chciały się ruszyć. Po chwili zastanowienia doszłam do wniosku, że wygląda na to, że za umycie rąk przed zjedzeniem w tym przybytku będę musiała zapłacić. No jeszcze tego brakowało! Później okazało się, że owszem, płacisz jedno euro za skorzystanie z WC, ale w zamian dostajesz kupon zniżkowy na następne zakupy. No, jak tak, to zupełnie inna sprawa ;). To się nazywa chwyt marketingowy, co?
Z kolei w innym fast foodzie bramek przed wejściem do łazienki nie było, ale żeby z toalety skorzystać, trzeba mieć odpowiedni kod, który klienci otrzymują wraz z rachunkiem.

Co jeszcze da się zauważyć w Luksemburgu? Chociażby to, że lata tu dużo samolotów, choć lotnisko luksemburskie nie jest zbyt duże. Że angielski jest dosyć popularny, choć nie ze wszystkimi można się w tym języku porozumieć. Że mieszkańcy są mili i uprzejmi, aczkolwiek trzymają pewien dystans do ludzi, których zbyt dobrze nie znają.

To tyle na temat moich spostrzeżeń z kilku pierwszych dni w naszej nowej ojczyźnie. W kolejnym wpisie, opowiem Wam zapewne, o naszych bliskich spotkaniach z urzędnikami, zakładaniu internetu, operatorach komórkowych i wielu innych, niezbędnych do rozpoczęcia życia w Luksemburgu, kwestiach.


Czytaj dalej »