Zapracowana ze mnie mama ostatnio. Po kilku miesiącach przestoju w pracy na projektach znów się trochę ożywiło i zrobiło trochę ciekawiej :). To sprawia jednak, że mam mniej czasu na oddawanie się takim przyjemnościom, jak pisanie bloga. Dobrą znalazłam wymówkę, co? Mam jeszcze jedną. Odkąd zaczął się temat rozpoczęcia szkoły przez Karolcie, ciągle zastanawiam się nad wyborem odpowiedniej placówki.
W Ontario są w sumie trzy opcje. Można posłać dziecko do szkoły publicznej, prywatnej albo wydzielonej (Separate) - najczęściej katolickiej, czasami protestanckiej. Szkoły publiczne i wydzielone są bezpłatne, z tym że te drugie osiągają przeważnie lepsze wyniki w nauczaniu. Za szkołę prywatną, wiadomo, trzeba zapłacić i przeważnie są one tworzone przez wspólnoty religijne (żydowskie, muzułmańskie, czy chrześcijańskie).
Zapisałam już córcię do szkoły katolickiej, ale nie jestem do końca przekonana, że to najlepsze rozwiązanie. Mimo, że szkoła ta ma nieco lepsze wyniki od najbliższej szkoły publicznej, do której Karolina miałaby chodzić, to jednak jest jej ona zupełnie obca (w przeciwieństwie do tej publicznej, gdzie chodzimy na zajęcia), a poza tym jest trochę dalej od naszego domu (jakieś 15-20 min spacerekiem). Co prawda na naszą ulicę przyjeżdża autobus szkolny, ale czy będę chciała niespełna czteroletnie dziecko puszczać same, pod opieką kierowcy autobusu? Bardzo wątpię!
Do tego dochodzi kwestia przeprowadzki. Jeśli do niej dojdzie, to żadna z tych placówek, które teraz rozważam, nie będą wchodziły w grę. Patrząc na oferty wynajmu w innych okolicach od razu sprawdzam pobliskie szkoły - jak daleko od domu, jakie wyniki, czy są szkoły średnie w pobliżu. Czy ja aby nie przesadzam? Czy można uzależniać wybór miejsca zamieszkania od wyników szkoły, do której ma pójść moje dziecko? Czy jest jakaś granica w zabiegach o to, żeby dać dziecku jak najlepszy start w życiu?
Co gorsze, to jeszcze nie koniec wyborów. Ze względu na to, że Kanada jest krajem, w którym językiem urzędowym, oprócz angielskiego, jest francuski, to istnieje jeszcze jedna opcja. Jest nią zapisanie dziecka do szkoły w ramach programu French Immersion. Chciałabym, żeby Karolina do takiej właśnie szkoły poszła, pomimo tego, że wiązałoby się to z codziennym jej dowożeniem i odwożeniem (jakieś 20 min samochodem w jedną stronę). Na szczęście na podjęcie tej decyzji mam jeszcze trochę czasu, bo w Toronto program ten rozpoczyna się dopiero w Senior Kindergarten (czyli za rok w naszym przypadku), a w innych częściach GTA nawet od pierwszej klasy (czyli za dwa lata).
Tak w ogóle, to w Ontario szkoła zaczyna się od czwartego roku życia dziecka. Pierwsze dwa lata to przedszkole. Etap ten jest podzielony na 2 stopnie, na Junior i Senior Kindergarten. Mimo, że większość rodziców posyła swoje pociechy do przedszkola, nie jest ono obowiązkowe. Od szóstego roku dzieci rozpoczynają naukę w szkole podstawowej (Elementary School) i to już jest obligatoryjne. Są to klasy od pierwszej do ósmej. Klasy od dziewiątej do dwunastej, to szkoła średnia czyli Secondary albo High School. Na tym kończy się obowiązkowa i nieodpłatna nauka. Wykształcenie wyższe można zdobywać albo na uniwersytecie albo w koledżu. Nauka w koledżu kończy się zdobyciem dyplomu, natomiast ukończenie uniwersytetu daje stopień naukowy. Tak, w wielkim skrócie, można podsumować system szkolnictwa w prowincji, w której mieszkamy. Różni się on, chociaż nieznacznie, w pozostałych regionach Kanady.