Trzy, dwa, jeden wschodniego wybrzeża Kanady czyli, moja subiektywna ocena Montrealu, Ottawy i Quebecu.
Na przełomie lipca i sierpnia tego roku wybraliśmy się do kilku miejsc, które były na naszej liście 'must visit'. Najpierw pojechaliśmy do Montrealu, później do Quebec City i na końcu do Ottawy. W odcinku pierwszym tej 'sagi' opowiem trochę o mieście, które dostało ode mnie medal brązowy. Jest to Montreal.
W Montrealu byliśmy trzy dni i zobaczyliśmy naprawdę dużo. Przeszliśmy miasto (a raczej jego centralny wycinek) niemalże wzdłuż i wszerz. Pierwszy dzień był tak intensywny, że o mało co nie zniechęcił naszej małej podróżniczki do odkrywania nowych 'lądów'. Na szczęście, córcia dała się przekonać do dalszych podbojów miasta, kiedy dowiedziała się, że jeśli w trakcie zwiedzania natrafimy na plac zabaw, to zatrzymamy się na chwilę i będzie mogła się na nim pobawić :).
Nie zwlekając jednak ani chwili więcej, zapraszam Was na wirtualna wycieczkę po Montrealu.
Dzień pierwszy pod tytułem 'włóczęga po mieście'.
|
Vieux-Port czyli port przekształcony w park.
Można tu pospacerować, pojeździć na rowerze bądź też na rolkach, albo po prostu posiedzieć na ławeczce. |
|
Rue Saint-Paul - ulica wyłączona z ruchu drogowego. namiastka starówki albo Henry Street w Dublinie. |
|
Bazylika Notre-Dame w Montrealu - ołtarz główny. |
|
W drodze na krańce miasta ... |
|
Hotel Marriott w Montrealu. Nie zatrzymaliśmy się tu, bo trochę daleko do centrum było ;) |
|
Tradycja i nowoczesność. |
|
Karolcia stwierdziła, że jak będzie duża, to zostanie dorożkarzem/dorożkarką(?) ... . |
|
Place Jacques Cartier - coś à la europejska starówka. |
|
Marché Bonsecours - od kanadyjskiego parlamentu do hali targowej ... |
Drugiego dnia pogoda okazała się być mniej niż sprzyjająca dla turystów więc postanowiliśmy spędzić go w Centre des sciences de Montreal, czyli Centrum nauki w Montrealu. Nasza latorośl była w niebo wzięta, bo mogła tam wypróbować sporo ciekawych rzeczy. Poza tym, poszliśmy też na seans 3D do kina IMAX Telux. Obejrzeliśmy tam historię powstania i ewolucji życia na wyspach Galapagos. Było naprawdę ciekawie, nawet dla Karolci.
|
Przed wejściem do Centrum. |
Dnia trzeciego, na szczęście, przejaśniło się i mogliśmy ruszyć w dalszą trasę. Kierunek wioska olimpijska, planetarium, ogród botaniczny, insektarium oraz biodome, czyli muzeum środowiska.
|
Plan parku olimpijskiego, gdzie odbyły się letnie igrzyska w 1976 roku. |
|
W sumie tutaj nie potrzeba żadnego komentarza. |
|
Jak patrzę na ten pomnik, to wcale się nie dziwię, że ktoś mógł Kopernika pomylić z kobietą ... . |
|
Plan muzeum środowiska.
Wewnątrz zdjęć nie robiliśmy, żeby mieszkańcom nie przeszkadzać.
Byliśmy jednak jednymi z nielicznych.
Większość zwiedzających w ogóle się nie przejęła, a byli i tacy, którzy lampy nawet nie wyłączali. |
|
Ogród botaniczny. |
|
Staw w ogrodzie botanicznym widziany z mostu. W jego balustradach wycięte były, na różnych wysokościach, małe otwory.
Zastanawiam się czy zrobiono je po to, żeby dzieci czy niepełnosprawni na wózkach inwalidzkich mogli też podziwiać widok z góry, czy po prostu dla walorów artystycznych. |
|
W insektarium mogliśmy przyjrzeć się dokładnie jak bardzo pracowite i silne są mrówki ... . |
|
Pawilon chiński w ogrodzie botanicznym. |
|
Las w doniczce :).
Trafiliśmy na okres, kiedy w pawilonie japońskim trwała wystawa najróżniejszych odmian tych miniaturowych drzewek.
Wszystkie były przepiękne, ale lasek podbił moje serce. |
Dnia czwartego przyszło nam się wymeldować z hotelu i ruszyć do Quebecu. Po drodze odwiedziliśmy jeszcze park Mont-Royal. Na przejście się po parku przeznaczyliśmy tylko kilka godzin, ale z pewnością można by tam spędzić cały dzień albo i dłużej.
|
Schronisko przy platformie widokowej na szczycie parku. |
|
Tak wygląda Montreal z platformy widokowej. |
|
Krzyż na szczycie parku.
Jego pierwsza wersja została tu wzniesiona przez założyciela miasta Paula Chomedey de Maisonneuve w 1643 roku.
To, co widać na zdjęciu, to bodajże trzecia lub czwarta jego wersja.
|
Na tym skończyliśmy naszą przygodę z Montrealem. Przed wyjazdem do Quebecu zjedliśmy jeszcze lancz na łonie natury. Zanim jednak dotarliśmy do miejsca piknikowego spotkaliśmy tego ślicznego futrzaka.
|
Jak teraz na niego patrze, to wydaje mi się, że ma ochotę nas zaatakować, choć wtedy wydawał się być wcale niegroźnym, miłym zwierzaczkiem.
Może poczuł, że mamy jedzonko w plecaku?! |
Cdn.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz