12 kwietnia 2016

Wyprawa do Portugalii - Cz4. Północne rubieże Portugalii


Drugiego dnia zapędziliśmy się tak daleko na północ, że zajechaliśmy aż do Hiszpanii ;). Plan był taki, że pojedziemy do jedynego w Portugalii Parku Narodowego - Peneda-Gerês, zatrzymamy się w kilku miejscach, pospacerujemy, poobcujemy z naturą, nawdychamy się świeżego powietrza. A tu klops! Pogoda skutecznie uniemożliwiła nam realizację planu. Zamiast tego większość dnia spędziliśmy w aucie, z przyrodą obcowaliśmy licząc wodospady, które tworzył ulewny deszcz i współczując przemoczonym zwierzętom, które udało nam się dostrzec przez zalane szyby.

Biedne zwierzaki ... .

Przy ruinach Rzymskiej Drogi w dolinie rzeki Homem.

Rzeka Homem.

Jeden z wielu mniejszych i większych wodospadów (pogubiliśmy się w ich liczeniu więc nie mogę powiedzieć ile ich w sumie zobaczyliśmy)

Kamienne budynki w hiszpańskiej miejscowości Lobios, gdzie zatrzymaliśmy się na obiad.

Miniaturki typowych dla Portugalii (i Hiszpanii jak się okazuje ;)) spichlerzy w Lobios.

A tu już te właściwe budowle. Tradycyjne, trochę przypominające grobowce spichlerze (espigueiros) w Lindoso. Listwy w ich ścianach zapewniały ziarnu odpowiednią wilgoć, a podwyższenie na kolumnach nie pozwalało kurom i gryzoniom niszczyć zbiorów. 

Ponieważ w parku nie zabawiliśmy zbyt długo, postanowiliśmy, że w drodze powrotnej do Porto, odbijemy trochę i zobaczymy jeszcze nadmorską miejscowość Viana do Castelo. Na szczęście przestało padać. Mogliśmy przejść się po miasteczku i cyknąć kilka zdjęć bez konieczności rozkładania parasola. Był nawet moment, w którym słońce przebiło się przez kłębiaste chmury :D!

Gil Eannes - dawniej statek - szpital. Obecnie służy jako hostel i muzeum jednocześnie.

Plac Republiki - główny plac Viana do Castelo, a w tle gotycki budynek dawnego ratusza miejskiego.

Pięknie zdobione drzwi 15-wiecznego Kościoła.

Jedna z uroczych uliczek miasteczka.

I kolejna ... . Poznajecie te drzwi ;)?

Zasłużona rozgrzewająca gorąca czekolada i coś na ząbek ;).

Monument, którego opisu nie znalazłam ani w przewodniku, ani na necie. Uznałam, że jest jednak na tyle ciekawy, żeby jego fotkę wrzucić. Napis na dole głosi 'Kto kocha przybywa. Kto miłuje.' (według Google Transate przynajmniej ;))

W tym momencie naprawdę świeciło słońce! 

Zrujnowane domki i majaczący w oddali pałacyk.
Następny wpis już niemalże gotowy, i następny, i następny. Trochę tego jeszcze będzie. Mam nadzieję, że wytrzymacie jeszcze troszkę ;)!

Czytaj dalej »

10 kwietnia 2016

Wyprawa do Portugalii - Cz3. Bom Jesus do Monte


Pierwszym miejscem, które odwiedziliśmy w Portugalii było sanktuarium Bom Jesus do Monte. Ponieważ GPS nie znalazł go wśród swoich map, zdecydowaliśmy, że pojedziemy do Bragi i stamtąd będziemy kierować się znakami, które, byliśmy przekonani, pojawią się na drogach. Do Bragi dojechaliśmy i, tak jak się spodziewaliśmy, od razu zobaczyliśmy znaki pokazujące odpowiedni kierunek. Niestety, po chwili trop się urwał.
Zatrzymaliśmy się na parkingu i postanowiliśmy spróbować jeszcze raz znaleźć kościół na nawigacji. Po chwili szukania, jakimś cudem, udało się! Uradowani ruszyliśmy w dalszą podróż. Już za moment miny nam jednak zrzedły. Bardzo stroma, wąska droga, wyłożona kostką brukową, wiła się zawijasami i zakrętasami w górę. Znaki pokazywały, że kąt nachylenia stromizny wynosi 45 stopni! Byliśmy przerażeni. Ja siedziałam kurczowo trzymając się uchwytu, a Maciej zaciskał dłonie na kierownicy. Tylko Karolcia, zupełnie odprężona i niewzruszona całą tą sytuacją, podziwiała widoki za oknem. W pewnym momencie zaczęliśmy się nawet zastanawiać czy nie zawrócić. Byliśmy jednak już tak blisko celu, że szkoda nam było się poddać. Postanowiliśmy wiec pojechać tam dokąd nas GPS poprowadzi, bez względu na wszystko. Gdy dotarliśmy na miejsce okazało się, ku naszemu wielkiemu rozczarowaniu, że znaleźliśmy się na tyłach kościoła, gdzie nie można było parkować. Musieliśmy zawrócić!
W drodze powrotnej zobaczyliśmy kawałek asfaltowej nawierzchni i bez chwili zastanowienia na nią wjechaliśmy. Ta trasa doprowadziła nas do jakiegoś nieoznakowanego parkingu. Zatrzymaliśmy się tam, ale nadal nie wiedzieliśmy czy to już tu. Postanowiłam wysiąść i się rozejrzeć. To było to!

Bom Jesus do Monte to uroczy kościół na szczycie góry, który sprawuje pieczę nad okolicznymi miasteczkami i wioskami. Prowadzą do niego wspaniałe, wielokondygnacyjne schody. Na międzylądowaniach, w małych kapliczkach, przedstawione są sceny czternastu stacji Drogi Krzyżowej. Dosyć wymagające wejście na szczyt wynagradza podróżnych malowniczymi widokami okolic, jak również czarującymi zakątkami otaczającego Świątynię dziedzińca.
Ci, którzy nie są w stanie pokonać tej niezliczonej ilości schodów o własnych siłach, mogą skorzystać z kolejki (za ok 3 euro w dwie strony).

Brama wejściowa.

Kapliczka, w której znajduje się jedna ze stacji Drogi Krzyżowej.

Ostatni odcinek schodów prowadzący do Kościoła. 



Zwieńczenie wysiłków :).

Widoki na okolicę.

Wspaniała formacja skalna na terenie Bom Jesus do Monte.

My na górę weszliśmy, ale kolejkę i tak trzeba było zaliczyć ;) (w jedną stronę 1.20e od osoby dorosłej).

A już w następnym odcinku zajrzymy na północne krańce Portugalii :).

P.S. Powoli zaczynam się czuć jak autorka telenoweli ;).


Czytaj dalej »

08 kwietnia 2016

Wyprawa do Portugalii - Cz2. Porto


Na zwiedzanie samego Porto nie przeznaczyłam zbyt wiele czasu. Słyszałam od znajomych, że nie jest to najbardziej zachwycające miejsce więc wolałam skupić się na atrakcjach w okolicy. Poza tym, po doświadczeniach z córcią na naszej wyprawie do Montrealu, Ottawy i Quebec'u, stwierdziłam, że lepiej będzie zorganizować zwiedzanie czegoś poza intensywnym chodzeniem po miastach. Strategia okazała się słuszna, choć samo miasteczko całkiem nam się spodobało.

Porto przywitało nas deszczem i lekkim chłodem. Prognoza pogody na najbliższe dni również nie zapowiadała się najlepiej, ale mieliśmy cichą nadzieję, że nasze aplikacje na telefonach się mylą ;).
Pensjonat, w którym się zatrzymaliśmy znajdował się jakieś 15 min spacerem od centrum miasta. Zaraz po przyjeździe poszliśmy na kolację do restauracji, którą polecił nam starszy pan, opiekun naszego hoteliku. Po przekroczeniu progu owej jadłodajni troszkę zwątpiłam w trafność wyboru. Na przedzie, przy barze, siedziało kilku popijających panów, a przy stolikach z przodu restauracji obsługa zajadała się czymś łakomie. Poza nimi nie było żywej duszy. Okazało się jednak, że i jedzenie i picie było smaczne i w bardzo przystępnej cenie, a powodem pustek było to, że byliśmy nieco za wcześnie. Widzieliśmy, jak powoli pojawiali się coraz to nowi kelnerzy i ruszali do pracy. Chwilę później pojawili się też kolejni goście.

P.S. Warto wiedzieć, że w Portugalii większość lokali jest otwartych na obiad od 12 do 15 i później od 20 do późnych godzin nocnych.



W mieście spędziliśmy bardzo intensywne pół dnia. Udało nam się zobaczyć wszystkie miejsca, które zaplanowałam (z wyjątkiem księgarni Lello, w której JK Rowling spędziła trochę czasu i której atmosfera podobno miała wpływ na ostateczny kształt opowiadań o Harrym Potterze). Była ona niestety zamknięta.

Źródło: internet (księgarnia, której nie udało nam się zobaczyć)

Porto to urocze miasto. Pełne wąskich uliczek, kamienic, których fasady często zdobione są charakterystycznymi płytkami, a nie tynkiem oraz usiane mnóstwem kawiarenek i butików wzdłuż obu stron rzeki. Dzięki temu, że rozciąga się na dwóch poziomach, to z górnych partii miasta można podziwiać wspaniałe widoki. Mimo, że nie jest bardzo duże, to można się tam sporo nachodzić.

Nie da się jednak ukryć, że w Porto, oprócz ładnych widoków, pięknych zabytków i dobrego jedzenia, dużo jest biedy i zniszczeń. Na szczęście władze miasta wzięły się do roboty i stworzyły plan naprawy starówki. Powoli doprowadzają zabytkowe kamienice do stanu ich pierwotnej świetności.

Porto - panorama miasta.
Dziedziniec przed katedrą Se.
Typowe dla Porto błękitne płytki zwane 'azulejo'.

Scena bitwy na stacji kolejowej Sao Bento.
Jedna z wielu scen ukazujących pracę na roli - stacja Sao Bento.

Most Luisa I, na którym niemal głów nam nie pourywało.

Widok z kolejki, na typowe w całej Portugalii, dachy z czerwonej dachówki.

Nabrzeże rzeki Douro.

Beczki z winkiem, które dotarły do Porto z górnych partii doliny rzeki Douro.

Zasłużone lody po długim zwiedzaniu i wysiłku na placu zabaw .

A teraz coś dla rodziców :) - testowanie porto.

Torre dos Clerigos - jeden z znaków rozpoznawczych miasta

Ratusz miejski w Porto

Zaniedbane kamieniczki w okolicy ratusza miejskiego.

Zawalające się dachy to niestety dość częsty widok w Porto.

To tyle o Porto, a już w następnym odcinku ... na północ od Porto.


Czytaj dalej »

06 kwietnia 2016

Wyprawa do Portugalii - Cz1. Wrażenia Ogólne

W luksemburskich szkołach mamy własnie dwutygodniową przerwę Wielkanocną. Ani Karolcia, ani ja nie chodzimy więc do szkoły. W tym tygodniu odpoczywamy po intensywnych ośmiu dniach w Portugalii. Mieliśmy tyle przygód, że postanowiłam je podzielić na kilka wpisów. Dzisiaj będzie parę słów o naszych ogólnych wrażeniach.

Trasa



Polecieliśmy do Porto. Tam zatrzymaliśmy się na trzy noce. Porto było dla nas również bazą wypadową do kilku ciekawych miejsc, takich jak Bom Jesus do Monte czy Park Narodowy Peneda-Geres. W drodze do Lizbony zajechaliśmy na plażę i do Coimbry. Następnych pięć nocy spędziliśmy w Lizbonie. Oczywiście, i ze stolicy zrobiliśmy kilka wypadów za miasto, do Parku Sintra, Obidos i na plażę :). W sumie przejechaliśmy ponad 1300 km!

Pogoda

Pogoda nas nie rozpieszczała. Sporo było deszczu, a do tego wiał praktycznie nieustający wiatr. Było dużo chłodniej niż się spodziewaliśmy. Z drugiej strony, nie mogło być aż tak źle, skoro po powrocie wielu ludzi zauważyło, że złapaliśmy trochę opalenizny ;). Jak teraz patrzę na nasze zdjęcia, to stwierdzam, że rzeczywiście słońca było sporo, ale zdarzało się, że jednego dnia pogoda była taka, jak na poniższych trzech fotkach ;).




Ukształtowanie terenu

W Portugalii nie znajdziecie wysokich gór i górskich jeziorek. Nie jest to też kraj równinny. Jego pagórkowate ukształtowanie terenu roztacza przed podróżującymi wspaniałe widoki, na które nie można pozostać obojętnym. Bujna, soczyście zielona i dla nas egzotyczna roślinność oraz miasteczka na szczytach wzgórz dodają tej krainie niezwykłego uroku.




Jedzenie i picie

Chociaż nic z tego co jedliśmy nie zachwyciło na nas tak jak np. fondue chinoise, które mieliśmy okazję zjeść w Szwajcarii, czy stek w Oxfordzie, to wszystko było naprawdę smaczne. A do tego te ceny! Za obiad, z butelką dobrego wina i deser dla trzech osób płaciliśmy w Porto tyle, co w Luksemburgu za jedną osobę. Przecieraliśmy oczy ze zdziwienia, kiedy zobaczyliśmy pierwszy rachunek. W Lizbonie było już trochę drożej, ale nadal bardzo przystępnie. 

Infrastruktura

Coś co mnie zachwyciło w Portugalii, to infrastruktura. Sieć autostrad jest wspaniała, a ich stan jest dużo lepszy niż w Belgii, we Francji, czy nawet w Niemczech. Podejrzewam, że ma to związek z tym, że korzystanie z dróg szybkiego ruchu jest tam odpłatne. Na szczęście nie są to zbyt duże koszty.

Zabytki

Kolejna rzecz, której nie da się w Portugalii nie zauważyć, to wspaniałe i wszechobecne zabytki. Jadąc tam nie trzeba zbytnio planować trasy zwiedzania. Wystarczy wsiąść do samochodu, wjechać na autostradę i co parę kilometrów zjeżdżać, podążając za drogowskazami, do okolicznych zamków, kościołów, pałaców, fortyfikacji czy innych miejsc wartych zobaczenia.  




Podsumowanie

Portugalia nigdy nie była na szczycie naszej listy miejsc do odwiedzenia. Częściowo dlatego, że dużo większą sławą cieszą się Hiszpania, Włochy czy Grecja. A ja się pytam: 'Z jakiej racji?!' We Włoszech byliśmy w kilku miejscach, Hiszpanię też już mieliśmy okazję odwiedzić, tylko Grecja jeszcze czeka na swoją kolej. Portugalia skradła jednak moje serce, mimo, że nie dotarliśmy nawet do jej południowych krańców, które podobno są najpiękniejsze. Już się nie mogę doczekać, kiedy wrócimy do tego uroczego kraju - tym razem na podbój południa!


Czytaj dalej »

21 marca 2016

Polska Szkoła


Ponieważ Karolina kończy w tym roku 6 lat i zgodnie z zasadami polskiego szkolnictwa może od września rozpocząć edukację w szkole podstawowej, zaczęłam szukać informacji na temat możliwości posłania jej do Polskiej szkoły. Na szczęście, w Luksemburgu jest takowa i będziemy mogli córcię zapisać na zajęcia w soboty. Z zebranych przeze mnie informacji wynika, że są dwie grupy, poranna i popołudniowa. Żeby dziecko mogło uczęszczać do sobotniej szkółki, należy je wcześniej zarejestrować wypełniając, z odpowiednim wyprzedzeniem, odpowiedni kwestionariusz. Więcej szczegółów na ten temat napiszę, po tym jak już przejdziemy przez proces rekrutacji i pierwsze spotkania w szkole.

Okazuje się jednak, że sobotnia szkoła, nie jest jedynym rozwiązaniem. Jeśli z jakichś powodów nie możecie albo nie chcecie posyłać swoich pociech na zajęcia w weekend, ale zależy Wam na tym żeby dzieci język polski znały i dobrze się nim posługiwały, to możecie skorzystać z platformy Polskich Szkół Internetowych Libratus

Poniżej znajdziecie więcej informacji na temat tego projektu.


Wielu rodziców zastanawia się, jak pielęgnować język polski u dzieci dorastających na emigracji. Z pomocą przychodzą Polskie Szkoły Internetowe Libratus, które bezpłatnie umożliwiają małym Polakom utrzymanie kontaktu z językiem ojczystym. Zapisy na darmową polską edukację internetową na kolejny rok szkolny 2016/2017 właśnie trwają. Dlaczego warto zapisać dziecko do programu?
Nauka w projekcie to połączenie nowych technologii i wieloletniego doświadczenia kadry pedagogicznej. Uczeń ma dostęp do internetowej platformy z szeroką gamą materiałów edukacyjnych. Zajęcia odbywają się w formie nauczania domowego – rodzic w oparciu o scenariusze lekcyjne i repetytoria pełni rolę nauczyciela. Dodatkowe wsparcie stanowią cotygodniowe lekcje on-line, tzw. Webinaria prowadzone przez wykwalifikowanych pedagogów. Program zajęć urozmaicają prezentacje, filmy edukacyjne, interaktywna tablica oraz gry - wszystko po to, aby nauka łączyła się z zabawą. Każdy rok szkolny kończy się egzaminem, który daje możliwość uzyskania państwowego świadectwa szkolnego – takiego samego, jakie otrzymują dzieci uczące się stacjonarnie w Polsce. Podobnie jak jego rówieśnicy z Polski, uczeń dostaje także legitymację szkolną uprawniającą do zniżek.
Dzieci uczące się w Polskich Szkołach Internetowych Libratus nie tylko rozwijają swoją dwujęzyczność, lecz także realizują ujednolicony materiał szkolny, co umożliwia dalszą kontynuację nauki w Polsce. Dwujęzyczność ułatwia dzieciom swobodną komunikację z krewnymi w Polsce. Ponadto umożliwia biegłe poruszanie się w obu kulturach, z którymi się stykają, poszerza horyzonty, a w dalszej perspektywie stanowi atut na rynku pracy. Program skierowany jest do uczniów zerówki, szkoły podstawowej i gimnazjum. Rejestracji na bezpłatną naukę w roku szkolnym 2016/2017 można dokonać na stronie www.libratus.edu.pl/zapisy2016. Liczba miejsc jest ograniczona. Decyduje kolejność zgłoszeń. Warto dać dziecku szansę na dwujęzyczność!

Czytaj dalej »

05 marca 2016

Bretzelsonndeg

Zobaczcie czym my, tak samo jak większość mieszkańców Luksemburga, będziemy się jutro objadać.


Są to precle, które poza nazwą, w niczym nie przypominają tych, które do tej pory jadłam. Luksemburskie 'bretzle' to pyszne, puszyste drożdżówki, które kształtem mają przypominać obejmujących się kochanków. Ich wypiek jest specjalnością tutejszych piekarzy. Obecnie spożywa się je głównie 'na słodko', ale początkowo występowały, podobno, wyłącznie 'na słono'. Można je kupić w różnych wersjach: bez dodatków, z marcepanem, z rodzynkami, z czekoladą; małe, duże, olbrzymie. Każda piekarnia ma spory wybór.






Dlaczego to jutro rozpieszczamy swoje podniebienia bretzlami? Ponieważ, właśnie na tą niedzielę przypada Bretzelsonndeg, czyli Niedziela Precla. Zgodnie z tradycją, w trzecią niedzielę przed Wielkanocą, młodzieniec powinien obdarować swoją wybrankę serca preclem, dając jej w ten sposób znać o swoich uczuciach. Potem musi cierpliwie czekać przez trzy tygodnie, zanim dowie się czy został zaakceptowany, czy też nie. Jeśli panna jest mu przychylna, wtedy zalotnik jest zapraszany do jej domu w Niedzielę Wielkanocną. Dziewczyna ma mu wtedy okazję wręczyć jajko, jako symbol przyjęcia propozycji małżeńskiej. Jeśli kawaler nie przypadnie jednak do gustu jej (i jej rodzinie), zamiast jajka, dostaje pusty koszyk.

Tylko co cztery lata, w roku przestępnym, role się odwracają i to kobiety robią pierwszy krok ;).

Podobno w osiemnastym wieku tradycja precla była ściśle powiązana z paleniem drewnianych formacji w kształcie krzyża, czyli Buergbrennen, o którym wspomniałam już wcześniej tutaj. Panny tego wieczoru wywoływały imię swojego wybranka dorzucając suchych drewien do olbrzymiego ogniska. Jeśli wszystko poszło po ich myśli, to w czwartą niedzielę postu zostawały obdarowane preclem przez tego jedynego. Wiesć niesie, że w tamtych czasach, niejedno małżeństwo zostało przypieczętowane w 'Preclową Niedzielę' :).


Czytaj dalej »