12 lutego 2014

Kanadyjskie dobrodziejstwa


Powoli uczę się chyba doceniać to, co daje Kanada.

Taka refleksja naszła mnie dzisiaj, po wizycie u okulisty. Zabrałam Karolinę na badanie wzroku. Okazuje się, że córcia oczka ma zdrowe i nie potrzebuje okularów. Świetnie! Nie o tym chciałam jednak pisać, a o tym, jak przyjemnie było po zakończeniu wizyty odwrócić się do pani w recepcji, powiedzieć ładnie 'Dziękuję' i wyjść. Bezpłatna opieka medyczna to coś, czego od długiego już czasu nie doświadczałam. W Irlandii każde wyjście do lekarza wiązało się ze sporym wydatkiem. Nie ważne czy był to poważny problemem czy jakiś mało istotny, ale wymagająca antybiotyku, ból gardła. Po każdym zamknięciu drzwi gabinetu lekarskiego trzeba było sięgnąć do kieszeni. Tym dotkliwsze było to dla ludzi z dziećmi, które nie oszukujmy się, chorują dosyć często - przynajmniej na początku swojego życia. Tutaj, po wyjściu z gabinetu lekarza ogólnego, pani w recepcji poinformowała mnie, że do okulisty już mnie umówiła i podała szczegóły wizyty. Ponadto obiecała, że zadzwoni niebawem z informacją kiedy i gdzie umówiła mnie do alergologa. Zadzwoniła wczoraj. Tak dobrze to chyba nawet w Polsce nie ma ;)!

Inna sprawa to fakt, że mieszkając w Kanadzie mamy możliwość posłania Karoliny do szkoły, gdzie prowadzony jest program Early French Immersion, czyli nauka w języku francuskim. Początkowo myślałam, że jest to program dostępny tylko dla dzieci, których przynajmniej jedno z rodziców mówi w tym języku. Okazuje się jednak, że nie. Wręcz przeciwnie - program ten kierowany jest wyłącznie do dzieci, które nie mają żadnej znajomości francuskiego. Wiem, że w Dublinie też była taka możliwość. Wiem też, że ta możliwość słono kosztowała. W Toronto mam po prostu opcję, żeby posłać dziecko do szkoły z wiodącym francuskim. Czy to nie jest fantastyczne?!

Poza tym pogoda! Ja wiem, powtarzam się. Musicie mi jednak wybaczyć. Radość, jaką sprawia mi słońce na niebie i suche powietrze w płucach, jest ogromna. To prawda, że jest zimno i czasami nie chce się nosa za drzwi wystawiać. Takich dni trzaskającego mrozu jest jednak stosunkowo niewiele. Za to słońce bardzo często pieści nas swoimi promieniami, a śnieg rozjaśnia i dodaje blasku otoczeniu. Dzisiaj jestem tego dobrodziejstwa jeszcze bardziej świadoma, po tym jak przeczytałam maila od męża, w którym irlandzkie biuro informuje swoich pracowników o niebezpieczeństwach związanych ze zbliżającym się porywistym wiatrem. Mam tylko nadzieję, że ten huragan nie dotknie bezpośrednio nikogo z bliskich mi osób z Dublina!

Zapomniałabym jeszcze o jednym - język angielski: wyraźny, czysty, zrozumiały, po prostu piękny. Pewnie nikt, kto nie zetknął się z angielskim w wersji irlandzkiej, nie zrozumie co chcę przez to powiedzieć, ale wierzcie mi różnica jest diametralna. Powoli wraca mi poczucie pewności siebie w rozmowie telefonicznej. Już nie muszę się denerwować, że ja nie zrozumiem połowy z tego co do mnie ktoś mówi i vice versa. To naprawdę wspaniałe uczucie!

A na koniec jeszcze jedno kanadyjskie dobrodziejstwo :)





Czytaj dalej »

22 stycznia 2014

Mroźna kraina

Tak jak się spodziewałam! Wraz z bardzo niskimi temperaturami przyszły pogodne dni. Słońce pięknie świeci i ogrzewa nas od rana do samego wieczora. Staję przy oknie, wystawiam twarz w kierunku słońca i 'ładuję baterie'. Bardzo to lubię!  

Tak wyglądało nasze osiedle dzisiaj przed południem :)!



Wczoraj po południu postanowiłyśmy z Karolcią zrobić sobie mały spacer i po drodze wejść do sklepu na szybkie zakupy. Nie był to chyba jednak najlepszy pomysł. Dlaczego? Zobaczcie sami... .


Z drugiej strony, muszę córcię przyzwyczajać do choć w miarę 'normalnego' funkcjonowania, nawet przy tak niskich temperaturach. Prawdę mówiąc, to ona nie narzeka wcale na zimno. Jedyne co jej naprawdę przeszkadza, to wiatr. Hymmmm może jednak dobrze, że nie mieszkamy już w Irlandii?!

Dzisiaj, z kolei, udekorowałyśmy drzewko, które rośnie przed domem.




Wczoraj wystawiłyśmy na balkon balony, które wcześniej napełniłyśmy wodą zmieszaną z barwnikiem spożywczym. Dzisiaj balony zdjęłyśmy z zamarzniętej wody i w ten sposób powstały kolorowe kule lodowe. Bardzo proste i całkiem ładne, prawda? Karolina miała wielką frajdę, a i mi ta zabawa dała dużo radości. No może z wyjątkiem widoku moich dłoni - upaćkanych wszystkimi kolorami tęczy, które nie dają się wcale łatwo zmyć... .

Mroźna kraina ma swoje uroki :D.

Czytaj dalej »

19 stycznia 2014

Cztery Pory Roku


'Cztery pory roku, a raczej ich brak.'. Tak brzmi moja odpowiedź na pytanie: 'Dlaczego zdecydowaliście się na przeprowadzkę do Kanady?'. Taka była, bowiem, główna przyczyna naszego niezadowolenia na 'zielonej wyspie'. Dlaczego wcześniej się na to nie zdecydowaliśmy? Pewnie dlatego, że na początku myśleliśmy intensywnie o powrocie do Polski i mieliśmy świadomość, że to tylko tymczasowa niedogodność. Później, kiedy już coraz wyraźniej widać było, że w Irlandii osiądziemy jednak na dłużej, umilaliśmy sobie czas zagranicznymi wypadami. Jeden weekend w Paryżu, inny we Florencji, kolejny w Barcelonie. Wtedy, kiedy nie wyjeżdżaliśmy poza Dublin, można nas było spotkać z przyjaciółmi w kinie, w teatrze, na siłowni. Mimo, że pogoda na co dzień dawała się we znaki, to odbijaliśmy to sobie w inny sposób. Było nam dobrze.
Dopiero po pojawieniu się Karoliny zdaliśmy sobie w pełni sprawę z tego, jak wielki wpływ na nas i na nasze życie ma pogoda. Uwięzieni w kraju, gdzie przez większość czasu pada i wieje, przeżywaliśmy ciężkie dni. Szara i ponura zima, jaśniejsze ale niezbyt ciepłe i deszczowe lato nie dawały zbyt wielu możliwości na aktywne spędzanie czasu. Ciążyła nade mną świadomość, że każde wyjście z dzieckiem na spacer może skończyć się ulewą. Obawiałam się wyjazdu na dłuższy weekend, bo nigdy nie było wiadomo, kiedy się rozpada. Spędzenie zaś kilku dni w B&B z małym dzieckiem, nie wydawało mi się lepszą opcją od spędzenia tego czasu w domu.

Po tych irlandzkich doświadczeniach, kanadyjska pogoda jest jak balsam dla duszy. Wspaniale było doświadczyć słonecznego i ciepłego lata! Karolcia nie posiadała się z radości, że może chodzić lekko ubrana, że wyjście na plac zabaw nie jest podyktowane kapryśną pogodą. Ja kładłam się spać i wiedziałam, że jutro będzie kolejny piękny dzień. Ta świadomość napawała mnie optymizmem i zadowoleniem.




Później przyszła jesień i to wcale nie mokra, brzydka jesień. Była to jesień kolorowa, słoneczna i całkiem ciepła. Taka, jaką pamiętam z Polski! Chłodniejsze i wilgotniejsze dni przyniósł dopiero listopad, ale również wtedy dużo było słońca. W taką pogodę nawet przygnębienie człowieka się nie czepia... .



Z opowieści wiedziałam, że szanse na białe Boże Narodzenie są nikłe, że tutejsza zima zazwyczaj zaczyna się w styczniu. W tym roku zaskoczyła jednak wszystkich. Nie dość, że przyszła bardzo wcześnie, to jeszcze z jakim impetem! Burza lodowa, która przewinęła się przez Ontario pozbawiła prądu wielu ludzi, również nas. O mały włos nie udałoby mi się przygotować kolacji wigilijnej! Na szczęście awaria potrwała krótko i mieliśmy suto zastawiony stół - jak co roku. Tej burzy zawdzięczaliśmy jednak piękne widoki za oknem. Oblodzone i ośnieżone drzewa wyglądały naprawdę bajecznie.



Krótko po Bożym Narodzeniu temperatury spadły do -30C. To nagłe ochłodzenie spowodowało, że woda znajdująca się płytko w ziemi zamarzała, zwiększała swoją objętość i rozpierając ziemię tworzyła szczeliny. Zjawisku temu towarzyszył głośny dźwięk, który kilka razy wybudził mnie ze snu. Były to tak zwane 'mroźne trzęsienia'. Teraz, po kilku dniach odwilży znów robi się zimno i pada śnieg, ale ja się tym zupełnie nie przejmuję. Wiem, że z niższymi temperaturami przyjdzie więcej słońca, a tego nigdy nie za wiele.
Przed nami jeszcze wiosna. Mam nadzieję, że będę ją równie dobrze znosić. Jak można jednak nie lubić okresu kiedy wszystko na nowo budzi się do życia, kiedy coraz cieplejsze słońce zapowiada rychłe nadejście lata?

Poniżej coś, co bardzo kojarzy mi się z porami roku, z latem, z dzieciństwem, z robieniem kompotów i dżemów z mamą. Nie mogłam się oprzeć... Polka Dziadek!


Czytaj dalej »