12 czerwca 2015

Z krótką wizytą w Strasburgu


Kiedy jeszcze mieszkałam w Toronto, jedna z klubowiczek Klubu Polek na Obczyźnie przysłała mi zaproszenie na spotkanie w Strasburgu. Już wtedy wiedziałam, że przenosimy się do Luksemburga więc pomyślałam, że może uda mi się tam pojechać i poznać kilka dziewczyn, tak w realu. Zaproszenie zaakceptowałam.

Kiedy ok 2 tygodnie temu, Nika z bloga Francuskie i inne notatki Niki zapytała czy dam rade dołączyć, niestety musiałam zaprzeczyć. Okazało się, że właśnie tego dnia, ktoś z firmy zarządzającej osiedlem ma przyjść w sprawie jakichś tam odczytów wody i ktoś MUSI być w domu. Wtedy to mój własny, osobisty Sobieski przyszedł z odsieczą mówiąc, że weźmie dzień wolny, żebym mogła miło spędzić ten dzień! Tak tez się stało :).

Po leniwym poranku odebrałam bilety z maszynki na dworcu kolejowym, które kilka dni wcześniej kupiłam przez internet (klik) (jeszcze wtedy nie wiedziałam, że jest aplikacja na telefon, dzięki której nie będę musiała biletów drukować w ogóle ;D) i ruszyłam ku przygodzie.

Na widok pociągu, który miał mnie tam zabrać trochę się skwasiłam. Wysokie schody i przedziały jak w polskich pociągach sprzed lat. 'No ładnie' - pomyślałam. Na szczęście, mimo olbrzymiego podobieństwa, charakterystyczne tu-du, tu-du, tu-du, nie towarzyszyło mi przez całą podróż wiec spokojnie mogłam się zagłębić w lekturę książki o irlandzkiej emigrantce do Stanów Zjednoczonych w latach trzydziestych dwudziestego wieku.

Po dwóch godzinach dotarłam na miejsce. Wysiadłam z pociągu i nieśmiało ruszyłam w głąb miasta. Nigdy tu wcześniej nie byłam, a drogę znałam tylko z prześledzenia mapy na Googlach. W torbie miałam kilka wydruków z oznaczoną trasą, ale miasto jak gdyby samo mnie prowadziło wśród wąskich uliczek usianych kawiarnianymi i restauracyjnymi ogródkami, przez mosty ozdobione różnokolorowymi kwiatami, przez place i skwery pełne przyjaciół, turystów i ludzi, tak jak ja, zmierzających na umówione spotkania. Upajałam oczy piękną architekturą, pochłaniałam zapachy miasta i zachłystałam się cudowna atmosferą.

Kiedy już dotarłam na miejsce, miło spędziłam kilka godzin z Moniką. Zjadłyśmy obiad, poszłyśmy na spacer w kierunku katedry i powoli skierowałyśmy się w stronę brzegu rzeki l'Ill. Tam chwilę poczekałyśmy na naszą 'łódeczkę', która miała nas zabrać na wycieczkę dookoła starego miasta i zahaczyć o budynki Parlamentu Europejskiego. Rejs gorąco polecam wszystkim, którzy wybierają się do Strasburga (więcej informacji tutaj). To świetny sposób na przyjrzenie się miastu z innej perspektywy, a pomysłowy sposób narracji, dostępnego w kilkunastu językach audio przewodnika, bardzo umila czas spędzony na barce.  Z rozmowy, w której dziadek odpowiada na pytania ciekawskiego wnuka, dowiadujemy się wielu interesujących faktów, ale jednocześnie nasze relaksujące się umysły, nie są zarzucone zbyt dużą ilością szczegółów historycznych.

Po rejsie, dołączyła do nas jeszcze Magda, z bloga Madou en France. Chwilę porozmawiałyśmy i niestety przyszła pora, żeby skierować kroki ku dworcowi kolejowemu, pożegnać się, wsiąść do pociągu i ruszyć w drogę powrotną.

Na koniec kilka fotek. W prawdzie nie są one najlepszej jakości, bo zapomniałam zabrać ze sobą aparat i musiałam się zadowolić komórką, ale mam nadzieję, że choć trochę przybliżą Wam to, o czym pisałam powyżej :).
















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz