10 marca 2014

Ważne pytanie


Wczoraj zamierzałam puścić wodzę fantazji i napisać jakiś ciekawy tekst. Nie doceniłam jednak tego, co może zrobić ze mną mała lampka wina po dwu lub trzy tygodniowej abstynencji. Okazuje się, że kilka łyków tego napoju bogów, mocno mi zakręciło w głowie i wprawiło w bardzo wesoły nastrój. Tym samym wczorajszy wpis byłby pewnie baaardzo monotematyczny i wyglądał by tak: 'Ha ha ha ha ha ach ha ha ha ha ha ....' Dzisiaj jestem już w o niebo lepszej formie wiec mam nadzieję, że i wpis nie będzie zbyt nudny.

Wszystkim Czytelnikom życzę miłego Dnia Mężczyzny (Tobie też Mężulku!). Mam nadzieję, że nie zapomniałyście o tym wielkim święcie drogie Czytelniczki?! Zakładam oczywiście, że wasi panowie odpowiednio postarali się dwa dni temu ;).

Mój Dzień Kobiet był nadzwyczaj przyjemny. Rano zostałam mile zaskoczona bukietem pięknych róż. Tata oczywiście nie zapomniał też o swojej małej kobietce, której podarował piękną różyczkę. Karolina była zachwycona. Przypominała nam co chwilę, że to jej kwiatek.



W sobotnie południe spotkałam się z koleżanką. Umówiłyśmy się w okolicach High Park, bo w tej części miasta jeszcze nie byłam. Czekając na nią postanowiłam przejść się po okolicy. Mijając piekarnie, cukiernie, małe sklepy spożywcze i kwiaciarnie, poczułam się jak w domu. Bardzo to było, jeśli nie typowo polskie, to na pewno europejskie. Najbardziej niesamowite było jednak to, że zdecydowana większość ludzi, których tam spotkałam, była biała. Miło było się zlać z tłumem i nie 'odstawać', nie być obiektem godnym zainteresowania. W tej części miasta, w której teraz mieszkamy, czasami czuję się jak na wybiegu w zoo. Większość mieszkańców to ludzie z Indii, Pakistanu czy Filipin. Sobotnie doświadczenia uzmysłowiły mi, że chcę i potrzebuję otaczać się swoją rasą. Tu właśnie pojawia się moje pytanie. Czy ja jestem rasistką? Dotąd wydawało mi się, że nie. Czy takie odczucia nie świadczą jednak, że rasizm jest gdzieś głęboko we mnie zakorzeniony? Podejmuję dialog z samą sobą i staram się przekonać, że nie. Przecież chodzę do szkoły, gdzie Karolina bawi się z dziećmi z różnych ras i narodowości. Przecież jestem przekonana, że ludzie innego koloru skóry, wyznań i religii powinni mieć takie same prawa i obowiązki jak biali. Przecież wiem doskonale, że nie jeden biały człowiek zachowuje się i żyje gorzej niż te 'widoczne mniejszości' (tak poprawnie określa się ludzi 'kolorowych' - po angielsku 'visible minorities'). Jak jednak wytłumaczyć i uzasadnić to poczucie zadowolenia i spokoju wśród białych, tę chęć przynależności i bycia wśród 'swoich'?

2 komentarze:

  1. Juz o tym pisalam na moim blogu, ale niech bedzie jeszcze raz, tu gdzie jest miejsce tego komentarza :) Otoz wydaje mi sie, Justyna ze reagujesz zupelnie normalnie - naturalne jest poszukiwanie i otaczanie sie ludzmi jakos podobnymi do nas. Pewnie dzieki temu czujemy sie bardziej akceptowani, rozumiani i bezpieczni. Nie sadzisz?
    Nawet jesli akceptujemy i szanujemy ludzi z innych kultur, nawet jesli jestesmy ich innoscia zainteresowani i przyjaznimy sie z nimi, roznice kulturowe jakos daja o sobie znac - komunikacja nie jest juz taka naturalna jak 'miedzy swoimi'. Myslimy troche inaczej - mamy inna historie, inne tabu czy chocby metafory czy symbole, co innego nas smieszy albo dziwi - to naprawde ma znaczenie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziekuje Monika za te slowa. Twoj wpis rowniez przeczytalam. Trafilas w samo sedno sprawy, bo mnie naprawde interesuja te kultury i ciesze sie, ze moge je choc troche poznac bedac tutaj. Nie zmienia to jednak faktu, ze doskwiera mi brak ludzi z ktorymi moge porozumiec sie 'bez slow'. Mysle, ze masz racje, ze otaczanie sie ludzmi do nas podobnymi daje nam poczucie bezpieczenstwa i akceptacji, a tego potrzebuje kazdy. Nie moge sie wiec chyba za bardzo 'biczowac' za swoje mysli i pragnienia w tej kwestii :). Dzieki jeszcze raz. Pozdrawiam, J.

    OdpowiedzUsuń