05 stycznia 2015

Poświąteczny kac


Okres bożonarodzeniowy minął. Święta były wspaniałe: była Wigilia w gronie przyjaciół i znajomych, były prezenty, było dużo jedzenia. Jak co roku, zresztą. Udało nam się porozmawiać na Skype'ie z rodzinami z obojga stron. Później były narty z przygodami (kto czytał poprzedni wpis, ten wie ;)). Następnie przyszedł leniwy Sylwester i jeszcze bardziej wypoczynkowy Nowy 2015 Rok. Fajnie, prawda? Bardzo fajnie! Tylko dlaczego ja mam kaca? Mam kaca, mimo że wcale nie ubzdryngoliłam się świętując. To co mnie męczy, to coś gorszego, bardziej dotkliwego niż ból głowy po alkoholowym upojeniu. To kac moralny!

Skąd się wziął? Pewnie miałam za dużo czasu na rozmyślania. Zaczęłam się zastanawiać (nie po raz pierwszy zresztą) czym jest okres Bożego Narodzenia. Czy chodzi o to, żeby zaszyć się w domowych pieleszach i nadrabiać oglądanie filmów, których nie udało nam się zobaczyć w ciągu roku? Czy o to, żeby dać swojemu dziecku wszystkie prezenty, o jakich może zamarzyć? A może o to,  żeby wypełnić maksymalnie własne brzuchy, objadając się nieznośnie? Z pewnością nie! Przecież to takie oczywiste, że nie o to chodzi. I niby wszyscy o tym wiemy, ale czy robimy coś, żeby Świąt do tego własnie nie sprowadzać? Ja, przyznam szczerze, nie zrobiłam nic w tym kierunku. To jest właśnie moja poświąteczna bolączka.

Pamiętam, że miewałam takie przemyślenia już wcześniej, praktycznie każdego roku. Tegoroczny kac przybrał jednak na sile i dokuczał bardziej dotkliwie. Pewnie dlatego, że teraz mam w swoim domu dziecko, które pragnę nauczyć, że Boże Narodzenie to coś więcej, niż tylko dużo jedzenia, choinka i masa prezentów pod nią. Chciałabym, żeby Karolina wiedziała, że to szczególny czas, magiczny, w którym mniej skupiamy się na sobie i swoich potrzebach, a bardziej na niesieniu radości innym.

Zaczęłam się zastanawiać, w jaki sposób można by córci to przesłanie przekazać, nie tylko mówieniem, ale także działaniem. Pomysłów mam kilka.

1. Pewnego rodzaju adwentowa skarbonka, z tym, że zamiast pieniążków Karolcia mogłaby wrzucać do niej, np. cukierka, którego miała zjeść w danym dniu. W ten sposób zgromadzone słodycze moglibyśmy zanieść, do jakiegoś domu dziecka (nie jestem pewna czy byłoby to akceptowalne, ale na pewno sprawdzę). Myślę, że taka forma adwentowej skarbonki dużo bardziej przemawiałaby do czteroletniego dziecka, niż bezosobowa skarbonka Caritas'u.

2. W okresie poprzedzającym Boże Narodzenie, córcia mogłaby wybrać kilka swoich zabawek, które zanieślibyśmy dzieciom z domu dziecka, albo będącym na oddziele dziecięcym w szpitalu.

3. Moglibyśmy zrobić kartki świąteczne i rozdać je ludziom mieszkającym w domu spokojnej starości.

4. Moglibyśmy rozejrzeć się po okolicy i sprawdzić, czy jakaś starsza osoba nie spędza samotnie Świąt i zaprosić ją do siebie na Wigilię albo bożonarodzeniowy obiad.

5. Można by też zaoferować jakiejś starszej osobie pomoc w przedświątecznych zakupach.

6. Można by pomóc jakiejś organizacji charytatywnej przygotować Świąteczny obiad dla potrzebujących.

Jestem pewna, że jest jeszcze wiele innych sposobów na to, żeby Boże Narodzenie uczynić mniej konsumpcyjnym, a bardziej duchowym przeżyciem. Jednym z moich Noworocznych postanowień jest to, żeby te opcje rozważyć i sprawdzić ich wykonalność, a później wprowadzić w życie. Mam nadzieję, że mi się uda!


1 komentarz:

  1. Ja tez zycze by sie udalo.
    Pomysly swietne, praktyczne I jak najbardziej wykolane! Ilez radosci by sprawily innym...
    Dla mnie inspirujacy ten psot! Dzieki
    Aneta

    OdpowiedzUsuń