03 lutego 2015

Styczniowe posumowanie


Styczeń minął bardzo szybko. Ani się nie obejrzałam i już trzeba było przewracać stronę w kalendarzu na luty.

Tegoroczna zima nas rozpieszczała i aż do wczoraj śniegu było bardzo mało, a i temperatury całkiem przyzwoite. Za to jak wczoraj sypnęło, to pług już nie ma gdzie go odpychać, a zapowiadają dalsze opady na jutro! Wygląda to tak.


Co jeszcze w styczniu?

U Macieja w pracy już zaczął się szał ciał (czytaj pierwszy kwartał). Mało go widujemy w ciągu tygodnia, ale przynajmniej weekendy możemy spędzić razem :). Żadne z nas tego nie lubi, ale co zrobić - taka praca.

Karolcia świetnie sobie radzi w szkole i chętnie do niej chodzi. Ostatnio rozmawiając niezobowiązująco z asystentką jej nauczycielki nasłuchałam się takich pochwał, że aż spłonęłam rumieńcem. Podobno Karolcia radzi sobie wyśmienicie ze wszystkim, ale najbardziej zadziwiający dla mojej rozmówczyni był poziom jej czytania. Podobno córcia czyta lepiej od swoich kolegów i koleżanek z Senior Kindergarten (czyli dzieci starszych o rok albo i więcej). Ucieszyło mnie to niezmiernie i myślę, że w jakimś stopniu procentuje tu też nasza praca włożona w czytanie po polsku. Nie jestem tego w stanie naukowo uzasadnić, ale jestem przekonana, że jest to w jakiś sposób powiązane.

A co u mnie? Ja dalej borykam się z konsekwencjami przygody w Blue Mountains, choć styczeń był miesiącem przełomowym. Dlaczego? Ano dlatego, że w końcu wybrałam się do fizjoterapeuty! Sama pewnie bym nie poszła, ale ile można wysłuchiwać marudzenia męża?! Teraz jestem mu wdzięczna (i teściowej też :)), bo już po pierwszym zabiegu było mi o niebo lepiej. A po głowie chodziło mi pytanie: 'Dlaczego ja nie zrobiłam tego wcześniej?!'. Jak się teraz nad tym zastanowię to chyba dlatego, że nie wierzyłam, że ktoś może coś na to poradzić i że byłam przekonana, że po jakimś czasie samo przejdzie. Pewnie by przeszło, ale po co się męczyć niepotrzebnie? Mam nadzieję, że wyciągnę z tej przygody odpowiednie wnioski na przyszłość.
W sumie poszłam do pana Jerzego (tak tak, mój fizjoterapeuta okazał się być Polakiem) trzy razy i pewnie za tydzień czy dwa byłabym zupełnie sprawna, gdyby kanadyjska zima nie postanowiła do nas wczoraj akurat zawitać. Odprowadzając córkę do szkoły w śniegu sięgającym do łydek nadwyrężyłam kolano, które znów trochę opuchło i boli nieco bardziej. W tym momencie zaczęłam się zastanawiać, czy warto narażać się na takie nieprzyjemności dla kilku dni rozkoszowania się szusowaniem po stokach. A podobno i tak miałam wielkie szczęście, bo mogło się to skończyć o wiele gorzej ... .

Trochę więcej pięknych, zimowych klimatów znajdziecie w tym nagraniu.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz