05 lutego 2014

Czy to aby nie za wcześnie?!


Ale jestem wykończona! Miałam dzisiaj niezłą przeprawę. Poszłam z Karoliną na umówioną wcześniej wizytę u lekarza. Kiedy robiłam rezerwację nie spodziewałam się, że będzie taka zawierucha. Śnieg zaczął padać już w nocy i rano ciągle prószył. Zastanowiłam się nawet przez chwile czy nie zadzwonić i nie odwołać wizyty. Podejrzewałam jednak, że to tylko moja kolejna wymówka. Wyjścia do lekarza są dla mnie zawsze bardzo trudne i zazwyczaj unikam ich jak ognia. Nie lubię lekarzy, a już tym bardziej oczekiwania na nich w poczekalni. Stwierdziłam, że tym razem nie pozwolę sobie wykręcić się tak łatwo, bo to przecież tylko śnieg. Ubrałyśmy się w grube, zimowe czapki, kurtki i szale i dzielnie ruszyłyśmy. Ciężko się szło po śniegu, który przykrywał nierówną zmarzlinę. Nogi się nam ślizgały, potykałyśmy się o bryły lodu. Po pół godziny takich zmagań dotarłyśmy jednak do celu. Jak tylko zdjęłyśmy z siebie wierzchnie okrycia Karolcia rzuciła się na banana, którego dla niej zabrałam. Oczywiście swoje musiałyśmy odczekać zanim przyjęła nas dr Anuradha Khanna. Miła pani wypisała nam skierowanie do okulisty i alergologa. Powiedziała też, że do dentysty takowego nie potrzebujemy. Następnie porównała listę szczepionek, które Karolcia otrzymała w Irlandii, z tymi wymaganymi tutaj. Okazało się, że brakowało dwu. W rezultacie córcia miała dwa kłucia, po jednym w każde ramię. Płakała dość mocno, ale szybko się uspokoiła. Wszelkie niezadowolenie minęło natomiast, kiedy dostała czerwonego lizaka w kształcie serca :). Ja za to czułam się niezbyt dobrze. Przed wyjściem obiecałam jej, że idziemy tylko z doktorem porozmawiać, że nic jej nie będzie bolało. A tu masz babo placek. Córcia musiała jednak, na szczęście, zapomnieć o obietnicach mamy, bo nic na ten temat nie wspomniała.
Po dokonaniu wszystkich formalności pożegnałyśmy się i czas było wracać do domu. Po wyjściu okazało się, że na dworze jest jeszcze gorzej niż było rano. Śnieg sięgał już po kolana (Karolci do pasa)! Teraz było naprawdę trudno. Tym bardziej, że energia ze śniadania już się ulotniła. Zanim doszłyśmy do domu wyglądałyśmy jak dwa bałwany. Córcia po raz kolejny spisała się na medal. Narzekała chwilami, że jest jej ciężko, ale dzielnie maszerowała przez zaspy białego puchu. Po wejściu do domu i zdjęciu ubrań pognała zaś na górę bawić się, jakby wcale tej morderczej trasy nie przebyła. Jak te dzieciaki to robią, to dla mnie wielka zagadka. Ja zmarznięta, zmęczona i niezadowolona poczłapałam na górę nie mając ochoty już na nic. Ktoś musiał jednak zrobić obiad... . Na szczęście dzisiaj równało się to odgrzaniu przygotowanego wcześniej jedzonka!

A tu kilka fotek z naszego osiedla dzisiaj... .







Moja wizyta u lekarza nie była oczywiście nieuzasadnionym kaprysem. Tak jak już wcześniej pisałam daleko mi do hipochondryka i żeby umówić się na wizytę muszę mieć bardzo poważny powód. W tym przypadku konieczność wynikła z tego, że zapisałam Karolcie do szkoły! Uwierzycie?! Od września moja mała córeczka (niespełna czteroletnia!) zaczyna przedszkole w pełnym wymiarze. Będzie tam od 9 rano do 15.30 po południu. To niewiarygodne jak ten czas szybko płynie! W każdym razie, w pakiecie, który dostałam ze szkoły, były wytyczne czego należy dopilnować przed posłaniem dziecka do przedszkola. Tak więc, po pierwsze, upewnić się, że dziecko ma wszystkie wymagane szczepionki - zrobione :). Po drugie, sprawdzić dziecka wzrok i upewnić się, że nie potrzebuje okularów - wizyta u okulisty umówiona na za tydzień. Po trzecie, sprawdzić stan zębów przedszkolaka - nie pozostaje mi nic innego jak tylko rozpocząć poszukiwania najbliższego stomatologa.
Po załatwieniu tego wszystkiego przyjdzie mi kupić dziecku mundurek i plecak i posłać we wrześniu do szkoły! W duchu zadaję sobie jednak pytanie: 'Czy to aby nie za wcześnie?!'.

6 komentarzy:

  1. :) hej! Kurczę ale zbieg okoliczności:) niesamowite, co? Nawet miejsca są podobne...tzn. Twoje obecne do mojego marzeń. Muszę znowu zawalczyć o tę Kanadę. I ten śnieg zamiast deszczu! Justka...fajnie, bardzo fajnie! A może umówimy się na skype? Jakaś kawa...:) pozdrawiam:) ♥♥♥
    Http://moja-emigracja.blogspot.no/

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej Justyna, chętnie się z Tobą umówię na wirtualną kawkę przez Skype'a :). Napisz mi swój nick w mailu na moje_emigracje@yahoo.com i postaram się Ciebie znaleźć.
    Tak jak pisałam w którymś z wcześniejszych wpisów - nas do Kanady przegnała głównie irlandzka pogoda tzn. deszcz, wiatr i brak słońca. Rozumiem więc za czym możesz tęsknić - zwłaszcza po spędzeniu kilku ładnych lat na Florydzie, tak?
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Justyna,
    jako mama dwoch dziewczynek ktore poszly do szkoly w wieku 4 lat (i 2 tygodni) chcialabym Ci powiedziec ze nie, to nie za wczesnie - zwlaszcza w Irlandii, gdzie dzieci w Junior a nawet jeszcze w Senior Infants duzo sie bawia i przynajmniej na poczatku nie maja pojecia ze sa czegos uczone :) Mam nadzieje ze w Kanadzie jest podobnie. Za to Ty pewnie bedziesz mocno przezywala kilka pierwszych dni, mysle ze bardziej niz Karolinka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie masz rację Monika. Tutaj Junior i Senior Kindergarten to też głównie nauka przez zabawę. Ja w ogóle nie powinnam się przejmować, przecież Karolcia była już w żłobku - a jednak. Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Czesc!

    Wlasnie odkrylam towjego bloga dzieki blogowi tej podrozniczki -Moniki ktora obecnie tez w Toronto mieszka,
    Ja podobnie jak ty z wysp tutaj przylecialam a dokladnie z Londynu (UK)
    Jestem w sumie juz 3latka ale nadal czuje sie dosc nowa...
    jak bedziesz miala czas/ochote na nowa znajomosc to zapraszam I pozdrawiam
    Anetka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czesc :). Dzieki za zainteresowanie i maila. Juz odpisalam wiec bedziemy w kontakcie :). Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń