21 grudnia 2014

Historia przyprawy piernikowej


Ile my żeśmy musieli się za przyprawą do pierników nabiegać w tym roku, to byście nie uwierzyli! Najpierw pojechaliśmy do małego sklepiku z polską żywnością, Polka, myśląc, że gdzie, jak nie tam. A tam - niespodzianka: 

- Przyprawa się skończyła. - oznajmiła miła, młoda ekspedientka, nie najczystszą polszczyzną

'Jak to skończyła się? To nie wiecie, że są Święta, że będzie większe zapotrzebowanie?' chciałoby się powiedzieć. Zamiast tego, uśmiechnęłam się tylko, niemal jak rodowita Kanadyjka, i podziękowałam za informację. Zmartwiło mnie to, ale miałam nadzieję, że znajdziemy coś przypominającego naszą przyprawę piernikową w lokalnym sklepie, w którym zwykle robimy zakupy. Pojechaliśmy. Chodzimy, szukamy - nie ma! Mąż pyta pana z obsługi, gdzie można coś takiego znaleźć. Niestety, pan tylko potwierdza nasze obawy - nie ma. No ale PRZYPRAWA BYĆ MUSI, i już! Na sobotnie popołudnie zaprosiliśmy Karolci koleżankę, na wspólne pieczenie pierniczków i nie możemy teraz dziecka zawieść. Już nawet pomyślałam, że można by się kopnąć do polskiego supermarketu Starsky, w Mississauga, ale godzinna podróż w jedną stronę nie mieściła się w naszym grafiku. Postanowiliśmy więc spróbować w Metro (to inny sklep spożywczy). Jak się można było spodziewać, tam też nie było przyprawy piernikowej. Karolcia bardzo się zmartwiła.

- Mama, czy nie będziemy robić dzisiaj pierników? - zapytała ze łzami w oczach
- Ależ będziemy! Jak będzie trzeba, to połączymy kilka różnych przypraw i sami zrobimy przyprawę piernikową. - odpowiedziałam dziarsko, a córci twarzyczka od razu pojaśniała

Na szczęście, obyło się bez tego! Na półce z przyprawami znalazłam mieszankę przypraw korzennych, której tutaj używa się do pumpkin pie (ciasta dyniowego). Sprawdziłam skład. 'Będzie dobrze' pomyślałam. Pierniczki wyszły tak smaczne jak ostatnio, a może nawet smaczniejsze, bo znikają w zastraszającym tempie. Mam nadzieję, że choć trochę dotrwa do Bożego Narodzenia!

Nasz wybawiciel!


Wycinamy.

Dekorujemy.

Kilka zrobionych, ale przed nami jeszcze dużo roboty.

Trzeba podładować akumulatory, żeby się lepiej pracowało ;).

Piernikowy chłopiec stracił głowę z rąk Emily.

Kilka moich kreacji, z których jestem bardzo dumna.
Ci, którzy mnie znają, wiedzą że artysta ze mnie kiepściutki.

Landrynkowe witrażyki.

Będąc w ferworze zabaw z piernikowymi smakami, postanowiłam zaszaleć i zrobić jeszcze likier piernikowy. Mówię Wam, palce lizać! Przecież bez degustacji testowej nie mogło się obejść ;D. 



4 komentarze:

  1. Synowa, zadziwiasz mnie.Jakie pięknie zdobione pierniczki! No i ten likier! Wprawdzie nie smakowałam ale myślę,że równie dobrze smakuje jak wyglądają te pierniczki.No jaka z Ciebie zdolna kobieta - niemal na kazdym polu działania.Buziaki.Mama M.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję Mamuś za tak miłe slowa. Cała spłonęłam rumieńcem z wrazenia :). Mam nadzieję, że i tego likieru, z mojej ręki, przyjdzie Wam spróbować! Buziaki, J.

    OdpowiedzUsuń
  3. ja tez chce sprobowac! :P
    pozdrawiam
    Aneta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sorki Aneta, już nie ma, ale mogę się przepisem podzielić! Pozdrówka, J.

      Usuń