03 grudnia 2014

Trzy, dwa, jeden wschodniego wybrzeża Kanady - odcinek trzeci


Dzisiaj ostatnia część z cyklu 'Trzy, dwa, jeden wschodniego wybrzeża Kanady'. Ci, którzy z uwagą śledzili dwa ostatnie wpisy, wiedzą już o czym będzie dzisiejsza opowieść. Dla niewtajemniczonych wyjaśnię, że będzie to post o zwycięzcy plebiscytu na najładniejsze, z trójki największych (nie biorąc pod uwagę Toronto) miast wschodniego wybrzeża Kanady.
W rankingu tym nie uwzględniłam Toronto (największego kanadyjskiego miasta), ze względu na to, że tu mieszkam. Uważam, że nie byłaby to porównywalna ocena.

Ruszamy zatem!
Do Quebec City dojeżdżamy późnym popołudniem. Miasto podoba mi się już od samych przedmieść. Czysto, schludnie, zadbane domy, zadbani ludzie. Jesteśmy coraz bliżej centrum, a widoki coraz lepsze. O jak tu pięknie! Meldujemy się w hotelu, wrzucamy walizki do pokoju i idziemy coś zjeśćPo kolacji spacerujemy wzdłuż niezbyt szerokich ulic, wśród uroczych zabudowań, aż dochodzimy do jednej z czterech bram, w otaczających starówkę murach obronnych. Wchodzimy na nie, bo nie są zbyt stare (powstały w 1759 roku) i całkiem dobrze zachowane. Okazuje się, że to jedyne fortyfikacje, które przetrwały do dziś, na północ od Meksyku!

Rue Saint Louis

Porte Saint Louis.
Ciekawostka: Samochody w prowincji Quebec mają tablice rejestracyjne tylko z tyłu.

Właściwe zwiedzanie rozpoczynamy dopiero następnego dnia. Nie zraża nas nawet deszczowa pogoda. Szkoda dnia. Po południu ma się rozjaśnić.


Deptak łączący dwa zmotoryzowane odcinki Rue Sainte-Anne.

Rue du Trésor.
Namiastka francuskiej uliczki - popołudniami jest tu naprawdę tłoczno.


Hotel Auberge du Trésor i Restauracja 1640 na rogu ulic Sainte-Anne i Du Trésor

'Stary Quebec' jest wpisany na listę zabytków UNESCO - zasłużenie zresztą :).


Fontanny wody pitnej. Coś, co bardzo mi się spodobało w Ottawie i Quebec City,
a czego nie zauważyłam w Montrealu (poza parkiem Mount Royal) czy Toronto (poza High Parkiem). 


Fragment hotelu  Fairmont Le Château Frontenac - kolejna majestatyczna budowla tej sieci hotelowej.

Na tyłach hotelu Frontenac odkrywamy drewniany pomost - Terrasse Dufferin. Prowadzi on do Cytadeli i Parku Pól Bitewnych (The Battlefields Park), nazywanego też Równinami Abrahama (Plains of Abraham). 


Widoki na rzekę Swiętego Lorenca z Terrasse Dufferin.
Po złapaniu oddechu na jednej z wielu ławeczek wzdłuż pomostu, kierujemy się w stronę Parlamentu prowincji Quebec. Od Cytadeli to całkiem niedaleko.


Budynek parlamentu prowincji Quebec znajduje się tuż poza murami starego miasta.

Dla uczczenia pierwszych mieszkańców Ameryki,
nad głównymi drzwiami parlamentu, znajduje się brązowy odlew rodziny 'First Nations'.

Ponieważ zbliża się pora obiadowa, kierujemy się ponownie w stronę starówki. Postanawiamy poszukać czegoś do zjedzenia w dolnej części starego miasta i udaje się (jedzenie dobre i niedrogie).

Po zjechaniu małym wyciągiem do dolnej części starego miasta ...

... idziemy na Rue du Petit-Champlain.
Można tu znaleźć masę sklepów z pamiątkami, butików i restauracji.
Jest to najstarsza cześć miasta.


Uwaga na zające (a może króliki?)!


Place Royale.
Na początku był tu ogród, później rynek, a w osiemnastym wieku wybudowano te budynki właśnie
(pewnie nie były wtedy tak 'wypucowane' ;)). 

Côte du Colonel Dambourgès.
Jeszcze kawałek starego miasta. Tym razem bliżej portu.


Późnym popołudniem i wieczorem włóczymy się jeszcze trochę po tym uroczym mieście. Jemy kolację i idziemy spać.

Całe przedpołudnie następnego dnia, spędzamy z Karolcią na placu zabaw - niech i ona coś ma z tych wakacji ;). Po obiedzie ruszamy w dalszą podróż - do Ottawy.

Popiersie w parku, niedaleko placu zabaw.
Zastanawiam czy Alberta Grey'a łączy coś z Christian'em Grey'em ... ;)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz