10 listopada 2014

Urodzinowe dylematy


Ledwo co minęło Halloween i dzień Wszystkich Świętych, a my już musieliśmy zabrać się za przygotowania do imprezy urodzinowej Karolci. Powie ktoś, że to przecież takie proste: zapraszasz kilka koleżanek, dekorujesz pokój, robisz bądź kupujesz tort, do tego jakieś przekąski, soki i napoje i voile! U nas w tym roku wyglądało to o wiele bardziej skomplikowanie.

Po pierwsze, zastanawialiśmy się czy w ogóle organizować przyjęcie, czy lepiej zabrać Karolcie np. do kina czy na jakieś przedstawienie. Pomysł upadł, kiedy popatrzyliśmy na repertuar i zobaczyliśmy, że filmy dla dzieci, podobnie jak dla dorosłych, trwają około 1,5h. Stwierdziliśmy, że to zbyt długo, jak na możliwości naszej córci. Stanęło więc na tym, że zaprosimy kilkoro dzieci na ... .

I właśnie w tym momencie pojawiło się drugie pytanie: czy zapraszamy dzieci na spotkanie w domu, czy wynajmujemy salę na jakimś krytym placu zabaw i tam organizujemy przyjęcie. Szybko wyszukałam kilka miejsc i okazało się, że koszt wynajęcia lokalu jest trochę wyższy niż się spodziewaliśmy. To pomogło nam podjąć decyzję. Jak się sami domyślacie, postanowiliśmy, że będzie to uroczystość w domowych pieleszach.

Teraz zostało nam już tylko zdecydować, kogo na córci urodziny zaprosić. Oczywiście odruchowo zaczęliśmy liczyć rodziny polaków z dziećmi, które tu znamy. Już praktycznie mieliśmy ustaloną listę gości, gdy nagle olśniło mnie, że przecież są to ludzie, z którymi to my chcemy się spotkać, a Karolina praktycznie ich nie zna. Szybko zmieniliśmy więc plany i pozwoliliśmy córci wybrać pięć koleżanek, które chciałaby gościć na swoim przyjęciu. Karolcia była zachwycona możliwością podjęcia decyzji, a my odetchnęliśmy z ulgą, że w końcu mamy wszystko ustalone.

Nasza radość ulotniła się w momencie, kiedy zaczęłam zastanawiać się nad tym, czym zajmiemy zaproszone dzieci. I znów internet się przegrzewał, kiedy gorączkowo przeglądałam strony z propozycjami zabaw dla czterolatków. Niestety, to co znalazłam nadawało się dla dzieci trochę starszych od Karolci i jej rówieśników (zwłaszcza, że dla większość z nich angielski nie jest pierwszym językiem). Rozczarowana poszukiwaniami, brałam już nawet pod uwagę powrót do opcji, w której Karolcia nie będzie miała urodzinowego przyjęcia. Na szczęście, w pewnym momencie, natrafiłam na stronę internetową klaunów/artystów, którzy przychodzą do domu i zabawiają towarzystwo przez jakiś czas. Stwierdziłam, że będzie to idealne rozwiązanie. Wysłałam maile do kilku osób, które się tym zajmują i następnego dnia miałam już zaklepany termin u Kooky Clowns.

Zadowoleni z siebie i swoich ustaleń kupiliśmy zaproszenia, które następnego dnia wręczyłyśmy razem z córcią dziewczynkom i ich mamom. Okazało się jednak, że to jeszcze nie był koniec moich rozterek. Kolejny dylemat pojawił się, kiedy zaczęłam planować poczęstunek dla naszych gości. Zdawałam sobie sprawę, że wszyscy jesteśmy z innych kultur, a w związku z tym, jedni mogą nie jeść wieprzowiny, inni wołowiny, a jeszcze inni jedzą tylko mięso halal (mięso zwierząt, które nie były uśmiercone przed odprowadzeniem krwi). Nie wspominając już o wegetarianach i weganach. Żeby uniknąć wszelkich kontrowersji i nieprzyjemności postanowiłam, że będzie tort lodowy, bezmięsne przekąski i soki do picia. Kiedy poinformowałam o tym mamy Karolci koleżanek, widać było, że odetchnęły z ulga. Wydaje mi się też, że zachęciło je to do przyprowadzenia swoich dzieci na Karolci imprezkę.

Sami widzicie więc, że wcale nie jest tak łatwo zorganizować urodziny czterolatki. Jest to szczególnie trudne, kiedy mieszka się w takim tyglu międzynarodowym, jak Toronto. Na szczęście udało nam się wszystko ogarnąć i teraz nie pozostaje nam nic innego, jak czekać do sobotniego popołudnia, z nadzieją, że wszyscy goście dotrą i będą się dobrze bawili. Oczywiście, postaram się zdać Wam relacje z tego, jak nam poszło :).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz