29 stycznia 2014

Nic co kanadyjskie nie jest mi obce...


Któregoś dnia na zajęciach, na które chodzę z Karoliną do pobliskiej szkoły, dowiedziałam się, że narodowym ptakiem Kanady jest sójka błękitna (blue jay). Nie wiedziałam nawet, że taki ptak istnieje! Jak później sprawdziłam, wcale nie było to prawdą. Kanada nie ma do tej pory narodowego ptaka. Właściwie toczą się debaty, który ptak powinien nim zostać. Wspomniana sójka nie jest nawet kandydatem ;)! Można jednak pani ze szkoły wybaczyć. Po prostu odezwał się w niej duch sportowy - Blue Jays to także nazwa zespołu bejsbolowego z Toronto.
W szkole dowiedziałam się też, że narodowym sportem wcale nie jest hokej, jak mi się wydawało, a lacrosse. To akurat była prawda - sprawdziłam. Nie pytajcie mnie tylko o co w tej grze chodzi, bo nie wiem - przynajmniej na razie ;).

Sójka błękitna

Lacrosse

Zaczęłam się zastanawiać, co ja tak naprawdę wiem na temat kraju, w którym żyję. Okazało się, że niewiele. Postanowiłam to zmienić, trochę poszperać w internecie i powiększyć swoją wiedzę. Kupiłam nawet książkę - 'Ilustrowana Historia Kanady'. Byłam z siebie dumna kiedy ją dostałam i przeczytałam kilka pierwszych rozdziałów. Niestety, pozycja ta jakkolwiek interesująca, przegrała z książką Charlotte Brontë 'Jane Eyre'. Jak na razie przegrywa też z 'Inferno' Dan'a Brown'a.

Wracając jednak do Kanady i tego co kanadyjskie - większość z nas kojarzy ją liściem i syropem klonowym, królewską policją konną w czerwonych kubraczkach, z zimnym klimatem, ale też pięknymi górami. Wielu pamięta olimpiadę w Calgary czy w Vancouver. Słynne są też kanadyjskie łosie i niedźwiedzie (skojarzyło mi się to z serialem 'Przystanek Alaska' - oglądaliście?). Czytałam też, że wielu ludzi wiąże Kanadę z Eskimosami. Dla mnie nie było to oczywiste skojarzenie. Eskimosów umieściłabym bardziej w Grenlandii (tam również żyją). Dla ludzi północy określenie 'Eskimos' jest  podobno obraźliwe. Pewnie dlatego, że w ich języku oznacza 'zjadacz surowego mięsa'. Nic dziwnego, że bardziej odpowiada im nazwa Innuici, czyli po prostu 'ludzie'.



Kanada wydała też wielu sławnych ludzi. Wszyscy chyba znają Celine Dion i wiedzą, że stąd pochodzi. Czy wiedzieliście jednak, że Pamela Anderson też jest Kanadyjką?! Albo Bryan Adams, albo Jim Carey, albo Keanu Reeves, albo Nelly Furtado, albo Shania Twain, albo Michael Bublé? Tych 'albo' można by jeszcze sporo wymienić.

Poza celebrytami, w Kanadzie ma swoje korzenie również wiele innych rzeczy. Moje ulubione jabłka McIntosh pochodzą z Ontario. Już teraz rozumiem dlaczego półki sklepowe uginają się od tej właśnie odmiany (w Polsce też są dość popularne, ale w Irlandii nigdzie ich nie widziałam). Również olej rzepakowy został tu po raz pierwszy wyprodukowany. Kanadyjczycy mogą się też pochwalić swoim własnym drinkiem 'Caesar'. Jest bardzo popularny w Kanadzie, ale nieznanym poza jej granicami. Jeszcze go nie próbowałam, ale nie sądzę, że zostanę jego fanem, bo skład nie za bardzo do mnie przemawia (wódka, sok pomidorowy z rosołem z małż, a do tego pikantny sos (worcestershire czy tabasco)). Narodowym 'bożyszczem' zaś jest sieć restauracji Tim Hortons i ich popularne małe pączusie 'Timbits'. To taki kanadyjski Starbucks.

Caesar


W Kanadzie powstała także pierwsza krótkofalówka, pierwszy pager, system kinowy IMAX czy skuter śnieżny (temu akurat trudno się dziwić... ;)). Bogata ta Kanada - nie tylko piękna.

4 komentarze:

  1. Sójka, to bardzo ciekawy ptaszek, często podglądam go u nas w Polsce. Nie miałam jednak pojęcia, że występuje jego błękitny odpowiednik. Sprytnie przeskakuje z gałązki na gałązkę poszukując owocowych przysmaków. Jego skrzekliwy okrzyk słychać już z daleka. Kiedyś udało mi się przez dłuższą chwilę obserwować, jak rodzice uczyli malucha stawiać pierwsze życiowe "kroki". Fajne widowisko.
    Co do syropu klonowego, to miałam tylko raz okazję popróbowania jego smaku. W naszym małym miasteczku nie było można go dostać, więc mój mąż poprosił znajomą sklepikarkę, aby go sprowadziła. Pamiętam, że przywiozła z hurtowni dwie małe buteleczki, jedną dla nas, a druga długo stała na półce bez większego zainteresowania. Dzieciom smakował z naleśnikami.
    Wrócę do tematu placków ziemniaczanych, zaraz po Was i po sąsiadce zagościły i u nas na stole. Ja ścieram jeszcze słusznych rozmiarów cebulę, dodaje specyficznego smaku. Nie wiem czy wiesz, ale w Niemczech placki ziemniaczane je się z musem jabłkowym. Dziwne zestawienie, ale mnie posmakowało. Proponuję spróbować. Pozdrawiam. Ania.

    OdpowiedzUsuń
  2. Szczerze mówiąc to ja nie sądzę, że kiedykolwiek widziałam sójkę. Znam ją tylko z wierszyka Brzechwy ;) no i z obrazków. Za to z syropem klonowym jestem za pan brat! Już w Irlandii kupowałam o czasu do czasu i bardzo mi smakował. Teraz jest jeszcze bardziej dostępny :). Naleśniki z syropem również znikają szybko ze stołu.
    Ja ciągle się zastanawiam co w plackach ziemniaczanych jest takiego, że wszyscy za nimi przepadają :)?! Zdarzyło mi się już zrobić placki z dodatkiem cebuli, ale wtedy raczej jemy je z pikantnymi dodatkami, a nie z cukrem. Dodawałam już też czosnek albo pokrojoną drobno szynkę. Całkiem niezłe wariacje ;). O zestawieniu ich z musem jabłkowym nie słyszałam wcześniej, ale na pewno spróbuję. Dziękuję za podpowiedź :).
    Pozdrawiam,
    Justyna

    OdpowiedzUsuń
  3. Na mojej liscie Kanadyjczykow sa Diana Krall i Loreena McKennitt - polecam serdecznie! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za podpowiedź :). Chętnie się zapoznam z obydwiema paniami! O Dianie Karll słyszałam, choć jej nie kojarzę i nie wiedziałam, że jest Kanadyjką. Co do Loreeny McKennitt to pomyślałabym raczej, że to Irlandka... .
      Pozdrawiam

      Usuń